Trzy lata. Dokładnie tyle czasu potrzebowałam na napisanie tej recenzji. Dlaczego to tak długo trwało? Zatraciłam poczucie czasu, widocznie gdzieś po drodze zgubiłam to, co znalazł potem przyjaciel Pete’a. I oto jestem, z bagażem przemyśleń, na szczęście podręcznym.
Nakładem Wydawnictwa Kultura Gniewu ukazała się książka, w dodatku niezwykła. Kupiłam ją w kawiarnio-księgarni również niezwykłej. Tak też zaczęła się moja przygoda z Shaun Tanem, potem doszły kolejne tytuły i zachwyty nad nimi. Ale zostańmy przy „Zgubie”, historii nieprawdopodobnej i fantastycznej. Takiej, po której nic już nie jest takie, jak dawniej. Zmieniasz spojrzenie na pewne kwestie związane z prędkością życia. Wiesz, jak wiele śmiga bokiem, ucieka, a tempo „do i z” zamiast maleć, skokowo wzrasta. Pędzimy, jak ludzie namalowani przez Shaun Tana, oczywiście nie wszyscy, są przecież wśród nas ci, którzy chcą widzieć niuanse, jakieś nieoczywistości.
„Zguba”, krótko mówiąc, ukazuje losy ludzi wtłoczonych w machinę codzienności, niedostrzegających niesamowitości otoczenia. Zmęczonych, wyzutych z ciekawości świata, zdanych na przewidywalność jutra. Jest jednak nasz główny bohater, który jako jedyny zauważa zgubę, i wtedy dzieją się cuda. Jakie? O tym dowiecie się z lektury, a jakże by inaczej. Czytałam tę książkę wiele razy, za każdym dopatrując się nowych szczegółów w ilustracjach Tana. Mają w sobie nutę tajemniczości, ale i humor, który bardzo mi odpowiada. Świat surrealistyczny przeplata się ze zwykłymi ludzkimi czynnościami (zabrzmiało cokolwiek dziwnie) takimi jak oglądanie TV, spędzanie czasu na plaży czy jazda tramwajem. Wszystko jest niesamowite, ponieważ Shaun ofiaruje czytelnikom prawdziwą ucztę duchową, po której wyobraźnia zaczyna pracować na pełnych obrotach. Są też w tej opowieści cudaki, roboty, niestworzone i stworzone maszyny, sama nie wiem, które faktycznie istnieją, a którymi Tan sobie zażartował. Uwielbiam tę fabułę za urwane w locie myśli, niedopowiedzenia, które trzeba sobie samemu dopowiedzieć, czasem cofnąć do poprzedniej strony. Klimat, który ciężko wyrazić słowami, najlepiej samemu zobaczyć, na własne oczy.
Co połączyło znalazcę ze zgubą i jaki był dalszy los tego niezwykłego znaleziska? Cóż, gdyby to było takie proste, napisałabym, ale pierwotnej wersji recenzji nie zatwierdził Państwowy Urząd Informacji. Wiecie, na kartach „Zguby” zawarte są bardzo cenne wskazówki, dla tych, co cenią komfort, chcą liznąć antylogarytmy i poznać liczby odwrotne. Dla każdego coś dobrego, ale najlepsze i tak znajdziecie na samym końcu. Wspaniała opowieść, z morałem, ale nie natarczywie umoralniająca, co to, to nie. Ilustracje fenomenalne, gdybym dostała zgodę męża, chętnie powiesiłabym je u siebie na ścianie w salonie, ale mąż współpracuje z PUI, więc nici z tego. Bawcie się dobrze przy lekturze, przed i po, ta historia Was nie opuści, pod warunkiem, że nie pominiecie żadnej strony. Warto wejść w świat Shaun Tana, bo co jak co, ale takich alternatywnych, a może równoległych rzeczywistości właśnie nam potrzeba. Dajcie znać, co ostatnio znaleźliście, bo ja mogę pochwalić się różowym, błyszczącym serduszkiem. Gdzie go znalazłam? Na polu. Dacie wiarę? Przeczytajcie „Zgubę” na Waszą zgubę. A potem do niej wracajcie. Życzę Wam, abyście nie stracili umiejętności znajdywania przedmiotów, których nazwać nie sposób.
Autor: Shaun Tan
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł: Zguba
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kultura Gniewu
Rok wydania: 2021
Liczba stron: 32